wtorek, 21 października 2014

Miniaturka I – ‘’Życiowy cyrk.’’



*fanfary*
Witam Państwa serdecznie! xDDDD Niniejszym ogłaszam, że mam betę i moje rozdziały będą dużo lepsze od tych najeżonych błędami tekstów. Ten tekst jest ostatnim takim, a następne będą już edytowane przez Arcimonię Hunt! A teraz trochę o tej miniaturce… Mówiąc ogólnie – jest to miniaturka, której akcja rozpoczyna się dwa  lata po II bitwie o Hogwart. Występuje tam moja ukochana para – Blanda, no i parę innych postaci. W tej miniaturce Severus przeżył wojnę. :3 Zapraszam Was do czytania!

Kobieta siedziała w swoim namiocie, malując się oraz czesząc na następny pokaz, jedyne, czego jej brakowało to ubrania. Dzisiaj miała występować z lwami i to publika o wszystkim decydowała. Mimo strachu, ta praca ją ekscytowała, a wynagrodzenie było więcej niż zadowalające. Jednak gdy widziała ogień, bała się. Tak cholernie się bała. Wydarzenia sprzed dwóch lat dawały często o sobie znać, głównie w postaci koszmarów sennych. Wszędzie zniszczenia, ogień, strach oraz mnóstwo martwych ciał… Już nigdy więcej nie chciała przeżywać tego wszystkiego. Dlatego uciekła ze świata magii na zawsze, odcinając niemalże wszystkie więzy. Jedynie nie rozstawała się z Mariką. W końcu przyjaźniły się…
— A co z Blaisem ? — pytało ją jej serce i sumienie, a ona nie potrafiła na to odpowiedzieć… Kiedyś tak wiele ich łączyło… — Co by było, gdybyś z nim została? znowu dręczyło ją serce, a ona wyraźnie posmutniała. Skrzywdziła go, choć nie chciała… Los nie zostawił jej jednak żadnego wyboru, bo nie potrafiła już iść magicznymi ulicami Londynu bez strachu. Nie umiała spojrzeć na ludzi bez żadnego przerażenia. Strach sprawiał, że nawet do niektórych miejsc nie mogła wejść przez paraliżujący strach. Nawet zaręczyny z człowiekiem, którego kochała nad życie nie potrafiły przełamać jej lęku i w dzień ślubu uciekła jak zwykły tchórz. Mimo błędów młodości nie planowała powrotu już nigdy. Nagle do jej namiotu wszedł jej szef i prezenter w jednej osobie.
Jesteś gotowa? Wiesz dobrze, że teraz musisz być gotowa na wszystko,  bo ludzie wbrew temu, co robią, są okrutniejsi niż najgroźniejsze zwierzęta powiedział, opierając dłoń na ramieniu dziewczyny. Wiedział, z czym musi się zmagać, a mimo wszystko jednak dawała z siebie sto procent. Czas na przedstawienie.

*

Wiesz Draco, jakoś nie mam za bardzo ochoty gdziekolwiek iść mruknął Zabini, popijając wino. Jej ulubione, półsłodkie… Tęsknił za nią… Miała rok temu stać się jego żoną, a tymczasem uciekła, zostawiając kartkę z kilkoma, durnymi słowami. Do tej pory widzi tą karteczkę przed oczami. Zawsze miała śliczne pismo.
Blaise, przepraszam Cię, ale ja w tym świecie nie mogę żyć. Kocham Cię i przepraszam za wszystko – Amanda.
 Jednak jego powrót do przeszłości przerwał dźwięk dzwonka. Niechętnie ruszył swój tyłek i poszedł otworzyć drzwi, gdzie zastał państwo Snape. Oni to mieli szczęście, jednak swoimi ciekawym osobowościom często gościli w Zabini Manor, siedząc we czwórkę z Draco oraz samym zainteresowanym. Jednak rzeczywiście wnosiło do jego życia radość, a ich kłótnie zostały określone mianem kultowych.
Marika jednak za każdym razem czuła się nie fair wobec niego, ponieważ ona wiedziała, co się dzieje z Amandą i widząc jego rozpacz, było jej po prostu żal go. Oboje cierpieli, jednak krótkowłosa zdecydowanie odmówiła czegokolwiek związanego z magią. Nawet miłości. Słuchała, jak blondyn przekonuje przyjaciela do wyjścia i się uśmiechnęła.
Zabini, nie zawiedziesz się. Cyrk to też niezłe kobiety nie możesz przez jedną ciągle siedzieć w tej norze i zapuszczać się jak jakiś załamany Gryfek tylko przez jakąś durną babę! Już masz brodę jak Drops! wykrzyczał wzburzony. Miał już dość i chciał odzyskać swojego kompana. Blaise przez to wszystko wyglądał jak karykatura siebie ubierał się tylko w jakieś durne ciuchy godne Pottera podczas snu. Jego włosy już trochę zarosły, a  już od dawna posiadał rozrośniętą brodę. Oczy były zmęczone, a pod nimi były takie cienie, które świadczyły o ogromnej ilości nieprzespanych nocy, a jego oddech przypominał mu Mundugusa Fletchera. Co za paskudztwo! Nie chciał na to patrzeć, podobnie jak Severus. Ostatnio wszyscy stworzyli paczkę i szkoda mu było chłopaka.
Rusz tyłek, Czarna Czacho i do łazienki, o ile pamiętasz gdzie to jest i jak to pomieszczenie wygląda powiedział ze złośliwym uśmiechem dziedzic fortuny Malfoyów i robił to tak długo, aż w końcu się ruszył i poszedł do toalety.

*

Gdy wszyscy byli gotowi, chwycili się za ręce i po chwili znaleźli się w cyrku. To miejsce tętniło życiem zwierzęta różnej maści, rodziny, single, dzieci i dorośli. W tle głosów leciała tak bardzo znana i charakterystyczna muzyczka z każdego cyrku. Podczas, gdy czwórka byłych Ślizgonów chodziła po tym miejscu, rozległ się głos.
Za pięć minut rozpocznie się najbardziej wyczekiwane przez wszystkich show! Zapraszamy serdecznie do namiotu numer 10! Tylko dorośli! mówił głos, a wszyscy jak jeden mąż uśmiechnęli się iście szatańsko. Już wiedzieli, gdzie pójdą.

*

Tymczasem Amanda szukała jakiegoś stroju na tę okazję, gdy nagle wpadła Majestatyczna Vivien, czyli żona szefa. Podrzuciła sukienkę dziewczynie, jednak ta była niemal identyczna, co jej suknia ślubna, różniła się tylko tym, że skrócono przód a tył został nietknięty. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Vivien się uśmiechnęła.
Spokojnie, to kopia Twojej sukienki. Udanego przedstawienia, Mando mruknęła i wyszła z namiotu dziewiętnastolatki.

*

Ostatni raz poprawiła usta i przybliżyła się do wejścia, słysząc słowa swojego przyjaciela.
Panie i panowie! Witamy na pokazie tresury lwów. Zapraszam moją uroczą asystentkę na scenę, Amandę! krzyknął, a ona wyszła z biczem i chodziła koło widowni i machała wszystkim oraz posyłała wszystkim całusy. To akurat aż takie złe nie było. Gorsza część pracy zaraz się rozpocznie. A najgorsze przed nią, bo zobaczyła go. Poczuła, jak wszystkie wspomnienia wracają.
 Nie! Nie mogę teraz! Oby mnie nie zobaczył, pomyślała ze smutkiem.
Jego widok niemal ją załamał. Może jej nie pozna? W końcu, wygląda troszeczkę inaczej. Niestety, pomyliła się. Męska część grupy spojrzała na nią ze zdziwieniem. Przecież szukali jej wszędzie, a ona jest w cyrku?! Blaise, widząc ją musiał zareagować i zawołał ją. Natomiast dziewczyna z trudem to zignorowała, stając obok swojego szefa.
Jak państwo wiedzą, przed wejściem była opcja uatrakcyjnienia przedstawienia za symboliczną kwotę. Dzisiaj darowizna jest tak wielka, że wszystkie utrudnienia będą włączone. A więc, zapraszam na pokaz! Nagle, światła pogasły i pojawiła się zielona mgła. A ona wciąż rozmyślała o Zabinim. Co on tu robi? Przecież Marrie na pewno jej nie zdradziła w końcu wieczysta przysięga ją obowiązywała. W każdym razie, po występie musi jak najszybciej wyjechać,  jak najdalej stąd. Ma dużo pieniędzy zaoszczędzonych na wszelki wypadek, więc poradzi sobie. Widziała jak zakładają kolce, jak podpalają klatkę, jak wpuszczają do niej lwy bez jakiegokolwiek łańcucha czy kagańca. Wszystko to sprawiło ogromny strach. I już po chwili mgła opadła, a zamiast niej pojawiła się lawina komentarzy. Zawsze tak było, każdy zakładał się o to czy przeżyje. Ale zawsze wychodziła z tego żywa, więc zwykle tacy hazardziści byli winni cyrkowi ogrom pieniędzy i zawsze z tego była całkiem niezła premia. Ale teraz wiedziała, że skoro jest aż tak trudno, to istnieje szansa na wygranie zakładów przez ich klientów. Skłoniła się teatralnie i weszła do klatki, gdzie od razu ją zamknięto. Klatka była ogromna - w końcu trzy lwy i jedna kobieta nie będą się cisnąć w maleństwie. Aż w końcu zaczęła pokaz, tresując biczem lwy. Wyobrażała sobie, że to Greyback i jego banda wilkołaków. Z każdym uderzeniem odczuwała ulgę. Tak było zawsze, na każdym pokazie. A co było po pokazach wiedziała tylko ona.

*

Tymczasem trójka przyjaciół czuła się, jakby dostali Drętwotą, a Marika jedynie się martwiła.  To spotkanie może wszystko zmienić. Chyba, że się nim tak pokieruje, aby wyszło na dobre. Uśmiechnęła się, obserwując Amandę. Szło jej całkiem nieźle.
Może pożyczę od niej ten bicz na Severusa?, pomyślała ze śmiechem.

*

Gdy tylko pokaz się skończył, dziewczyna ukłoniła się i pobiegła za kulisy, do swojego namiotu. Nawet nie zdążyła zdjąć gumki z włosów, gdy wpadła Marika. Jednak żadna z przyjaciółek nie wydusiła słowa.
Marrie, muszę stąd odejść. Nie mogę dopuścić do siebie Zabiniego. Będzie chciał, żebym wróciła tam. A ja nie chcę! Nie chcę… szeptała w przerażeniu, opatrując swoje rany po pokazie. Każda wzmianka o świecie magii sprawiała, że szalała. Jednak świeżo upieczona pani Snape nie zamierzała jej powstrzymywać w tym kierunku. Przecież można było to zrobić w całkowicie inny sposób.

*

Blaise, widzę to po tobie. Chcesz z nią porozmawiać, prawda? spytała czarnowłosa, a mężczyzna jedynie skinął głową. Ciągle był w szoku. Tak długo jej nie widział. Myślał, że ją porwano, zabito… Jednak, gdy ministerstwo nie stwierdziło jakiegokolwiek działania jej różdżki, stwierdzono, że nie żyje i potomek Zabinich musiał się z tym pogodzić. A teraz… Widział ją.  Zmieniła się teraz była piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Marika bez słowa poprowadziła go do jej namiotu. Tylko nie mów, że cię tu przyprowadziłam powiedziała, a następnie wróciła do Severusa i Dracona. Cała drużyna Slytherinu teleportowała się do Snape Manor, gdzie mąż i żona pojedynkowali się w szachy, a młody Malfoy był sędzią. Tymczasem Zabini wszedł do namiotu, a Amanda pakowała się, mówiąc do przestrzeni, ponieważ myślała, że to jest Brajan.
Nie Brajan, nie zostanę. Wiesz dobrze dlaczego. Znalazł mnie, a ja nie potrafię żyć, kiedy wiem, że jest on naprzeciwko. Boję się magii, boję się magicznego świata. Wiem, że nie rozumiesz, nie musisz nic mówić. Ale ja nie dam rady tak żyć. Jak kiedyś będziesz w Hiszpanii, w Tossa de Mar, to napisz do mnie. Możemy się wtedy spotkać a teraz wyjdź, muszę się spakować, zanim Blaise znajdzie mój namiot. powiedziała, męcząc się z zapięciem walizki.– Cholera jasna! Nie mogę tego dopiąć! – krzyknęła, jednak po chwili jej walizka sama się zapięła, układając się koło drzwi. To oznaczało tylko jedno.
Blaise? – spytała niepewnie i się odwróciła w drugą stronę i zmierzyła się z prawie dwumetrowym, przystojnym, ciemnoskórym blondynem o cudownych, brązowych jak gorzka czekolada tęczówkach. Był taki, jak go zapamiętała, poza tą rozpaczą, smutkiem oraz miłością w tych cudownych oczach. Serce biło jej coraz szybciej, a  policzki przybrały odcień gryfońskiej czerwieni.
Amanda… Wytłumacz mi. Wytłumacz mi to… powiedział, zmniejszając odległość między nimi. Widząc ją taką przestraszoną, miał ochotę ją przytulić i wybaczyć. Nawet by jej nie karał, najważniejsze, aby wróciła. Jednak to, co usłyszał, zdziwiło go. Kilka dni przed ślubem zachowywała się dziwnie, patrząc zszokowana na to, co wyczyniały różdżki dekoratorów. Myślał, że to ją zachwyca, ale pomylił się bała się tego. Gdy spuściła głowę, delikatnie ujął jej podbródek i spojrzał w jej oczy. Wtedy już nie mogła się wycofać.
Dobrze… Ale powtórzę to tylko raz, więc słuchaj… wyszeptała i zaczęła mu opowiadać o tym, co skrywała przez lata ich związku. Wiedziała, że się poczuje jakby dostał Petrificusem Totalusem, ale to wszystko na jego życzenie. Cały strach, smutek, lęk i samotność. Wszystko zaczęło znikać pod wpływem tych słów, a w tym pomagały także łzy i ciepły, mocny uścisk swojego byłego narzeczonego. Westchnęła, kończąc opowieść i patrzyła na niego wyczekująco.
Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pomógłbym ci… Na mnie możesz liczyć. Dla swoich zrobię wszystko szeptał, wpatrując się w niziutką brunetkę.
Wiesz, to nie było proste. Z resztą, twoja matka i przyjaciel zmarli i miałeś swoje na głowie, więc po co ci były jeszcze moje zmartwienia? Nie ważne. Skoro już wszystko wiesz, domyślasz się, czemu nie wrócę powiedziała, pakując do torby małe, niezbędne drobiazgi.
Amandi… wyszeptał, a ona zamarła. To, z jaką czułością i miłością powiedział te zdrobnienie… Nie mogła się temu poddać, mimo tej całej miłości. Ale Zabini już wiedział jak ją podejść hazard zawsze ją pociągał w małym stopniu. Może założymy się…
O co? – spytała, niepewna tego, co ma teraz zrobić.
Jeżeli uda mi się w ciągu trzech miesięcy przekonać cię do świata magii, wrócisz tam i zamieszkasz ze mną, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będziesz panią Zabini – powiedział z przebiegłym uśmiechem. Malfoy byłby dumny, bo wraca stary Diabeł!
A co, jeżeli nie podołasz? – uniosła prowokacyjnie brew. Wiedziała, że jej zdania nie zmieni nikt.
Wtedy zostawię cię w spokoju i wyślę czek na pięć tysięcy galeonów na pół roku i tak do końca życia, jeżeli zechcesz…
Dobrze, umowa stoi. – Roześmiała się cicho i uścisnęła jego dłoń. Zapowiadało się ciekawie, jednak Zabini przypieczętował ich umowę czym innym. Konkretnie  czułym pocałunkiem.

*

Zabini wygrał zakład, wobec czego Amanda spełniła swoją część umowy, co zrobiła z dziką rozkoszą. Z miesiąca na miesiąc ich związek rozkwitał, aż w końcu oświadczył się krótkowłosej, a niecałe trzy miesiące później dziewczyna nosiła nazwisko Zabini i z niecierpliwością czekali na ślub Draco z Tomione.
No i co, Malfoy, cykasz się? spytał złośliwie Zabini ze swoim markowym, złośliwym uśmiechem.Boisz się, że zwieje ci sprzed ołtarza?
Wybacz, Zabini, ale moja przyszła żona w końcu się pojawiła, więc won na swoje miejsce – mruknął cicho Dracze, aż w końcu ogłoszono ich mężem i żoną. Wszyscy goście wyśmienicie się bawili na weselu Malfoyów aż do białego rana. Wszędzie chodzili dziennikarze, robiąc wszystkim zdjęcia, ale każdy był tak upojony alkoholem, że nie miał nic przeciwko.  Gdy trójka czarodziei szła do swoich pokoi, Marrie chwilę stanęła przed obrazem pani Zabini i się uśmiechnęła, mówiąc.
Widzi pani? Obiecałam pani ich szczęście i proszę! Teraz każdy jest szczęśliwy.
A następnie szybko wbiegła po schodach, niczym jak torpeda wchodząc do pokoju gościnnego, w którym spał jej mąż, Severus Snape.

Wniosek z tego taki: Gdy zgubisz bliską Ci osobę, szukaj jej w cyrku. Gwarantujemy Ci znalezienie zguby!

piątek, 17 października 2014

Rozdział II – ‘’Zazdroszczę im…Ich nie ogranicza nic.’’


Hej! Oto tutaj macie nowy rozdział do czytania. To chyba jeden z najgorszych moich rozdziałów w histori. T^T Przyznaję, tu nie ma szału, dupy nie urywa jak rozdział pierwszy, jednak mam nadzieję, że nie będzie za dużo hejtów na to. No i niestety - w tym rozdziale jest mniej Marrie. :C

Gdy się tak przechadzała po zamku, myślała nad wszystkim. Dlaczego to wszystko się dzieje? Może jest psychicznie chora? Przecież głosy w głowie i urojenia nie są dobrym znakiem, nawet w świecie czarodziei. Nie wiedziała, czemu tak wszystko biegnie. Nie rozumiała, dlaczego się trzymano od niej z daleka i śmiano się, gdy myśleli, że nie słyszała… Co z tego, że jest już prawie dorosła, jeżeli z tej dorosłości tak naprawdę nie ma nic? Co jej da fakt, że jest pełnoletnia?
Odpowiedź była jedna. Wszystko albo nic.
Akurat niewiedza o przyszłości by ją zadowoliła.
Odetchnęła głęboko, wciągając zimne, świeże powietrze. Nagle przyszła jej do głowy myśl – po co psuć sobie dzień? Czasem nawet komuś takiemu jak ona przyda się trochę zabawy. Szybko odwróciła się w stronę lochów – może to nadszedł czas na zmiany w swoim życiu?
Nie zastanawiając się, pobiegła na imprezę. I wyjątkowo niemyślenie tym razem sprawiło jej nieopisaną przyjemność. Robiąc coś na żywo, poczuła się wolna. Wolna jak ptak. Jakby nic jej nigdy nie ograniczało od świata.
Przetransmutowała swoje ubrania w ładną, zieloną sukienkę do kostek i  bez ramiączek. Była bardzo prosta, ale jej się podobała, bo nie była zbyt krzykliwa. Wymówiła hasło do Pokoju Wspólnego i podeszła do stolika, nalewając sobie soku. Aż tak się nie zabawi – stan Astorii po imprezach z alkoholem sam w sobie jest przestrogą dla błądzących. Roześmiała się cicho, patrząc, jak ona i Pansy razem tańczą swój cudowny taniec z każdego balu bądź dyskoteki. Piła swój soczek, gdy nagle usłyszała.
No dawaj, Zabini! Widzisz, że sama stoi. Nie bądź jak ta pipka grecka, tylko zatańcz z nią! mówił Malfoy, a ona prychnęła. Nie ufała ani Malfoyowi ani Zabini’emu ani za grosz, a wiedziała, że mówią o niej. No bo o kim innym?
No nie mogę! Znasz ją spławi mnie jak nic nie wartego Weasleya.   Zirytowała się jeszcze bardziej. Wyczuwała jego fałsz i chęć dowartościowania się na kilometr. Ale chwila, skąd on wie o Łasicy i okresie chwilowej przyjaźni?! Oraz jakim cudem się dowiedział, że dała mu kosza? Przecież oboje dbali o to, aby ta przyjaźń nie wyszła na światło dzienne.  I z tego, co wiedziała, szło całkiem dobrze. Może puścił parę z ust, nie daj Merlinie oczywiście. Wtedy byłaby pogrążona.
Dobra, koniec tych myśli, bo sobie wieczór zniszczę!, pomyślała i odłożyła napój na stolik. Wczuła się w piosenkę i z zaskoczeniem odkryła, że pobrzmiewają pierwsze nuty jej ulubionej. Szybko wybiegła i zaczęła tańczyć do niej.

*

Odprowadzał Ślizgonkę wzrokiem i cóż… Nie żałował. Ale widząc po niej na pewno się nabrała. No cóż, uwodzenie kobiet oboje mieli we krwi, a co za tym idzie – zdolności aktorskie.
Bierz ją! wrzasnął Malfoy ze złośliwym uśmiechem, a Blaise udawał nieco zawstydzonego, jednak pewność siebie go nie opuszczała. Przecież on nie jest byle kim! Ale widząc jej taniec, uśmiechnął się. Wyglądała, jakby tańczyła od lat… Podszedł do niej i teatralnie się ukłonił.
Dobry wieczór. Czy piękna Pani zatańczy ze mną? spytał chłopak, już drugi raz tego wieczoru.
Nie, dzięki. Dobrej śpiewaczce chór niepotrzebny wypowiedziała to z niemałą radochą. Jego mina była tego warta! Jednak nie długo się cieszyła, bo poczuła jego ręce.
Zabini, Ty zboczeńcu jeden! Łapy trzymaj przy Astorii! wrzasnęła i próbowała się wyrwać, jednak ta durna, pusta, czarna czacha nie rozumiała jej niewerbalnego i werbalnego przekazu. Kołysali się, ona oparta o jego klatkę piersiową, uspokoiła się. Natańczy się i ją w końcu puści, a jak nie to zawsze Chwyt Feministki* go powali!
No i po co to było, durna kobieto? Krzywdy Ci nie robię, tylko tańczymy… Wyszeptał jej do ucha i ją puścił. Już chciała uciec, gdy złapał ją za rękę i okręcił dookoła. A gdy piosenka przyśpieszyła tempo, oboje zgrali się w tym tańcu. Ona żyjąca, on tak samo. Było to niesamowite czuć taką harmonię ruchów. Jakby zupełnie każdy jej krok pasował do niego, jakby zagubiony kawałek puzzli. Okręciła się wokół swojej osi i objęła go, a on ją podniósł, okręcając. Nagle cały parkiet zamarł każdy chciał to oglądać. Marika cicho się wkradła i patrzyła w ciszy na widowisko.
Co jej przyjaciółka robi na imprezie tego typu? Przecież nigdy tego nie lubiła. A w dodatku tańczyła z Blaise’em, co było dziwne.  Nawet bardzo. Chyba ją o to potem pomęczy.
Jednak oni nie skupiali się na niczym tylko na muzyce i tej drugiej osobie. Przyjaciel Draco szybko się zorientował, że teraz tańczy z nią, bo chce, a nie musi. Ale szybko wszystko prysło, gdy skończyła się muzyka. Dziewczyna natychmiast zeszła, ukłoniła się ze śmiechem i popędziła do pokoju. Czemu to zrobiła – nie wiadomo.

*

Masz pojęcie, jak to wyglądało?! wykrzyknęła Marika, a Amanda jedynie westchnęła. Na pewno było to idito… To było BOSKIE!
Nie żartuj sobie, Marrie mruknęła krótkowłosa i spięła swoje włosy w mini kiteczkę, a następnie położyła się spać. Śpij dobrze, kolorowych snów. I już po chwili odpłynęła w krainę snów.
Zazdroszczę im… Ich nie ogranicza nic wyszeptała tajemniczo Marika i po chwili sama zasnęła.

*

Obserwowała jak z drzew spadały liście, poruszając się delikatnie na wietrze. Tańczyły do pięknej, cichej melodii… Zaczęła się lekko trząść. Padała lekka mżawka, magiczny kalendarz pokazywał, że jest to październik. W Hogsmeade spacerowały sobie dwie Gryfonki z siódmego roku. Jej oddech przyśpieszył… Podświadomość wiedziała, co nastanie. Tak przecież było prawie codziennie…  Spotkały się z Madame Rosmertą, rozmawiając o błahostkach. Kobieta dała jednej z dziewczyn paczuszkę, mówiąc, że to dla Dumbledore’a. Dziewczęta pokiwały głową i po maratonie sklepowym wracały do Hogwartu… Serce znowu zaczęło walić swoim szybkim, nieregularnym rytmem. Jej ciało i dusza o tym wiedziały, ale nie ona. Jednak w połowie drogi, dziewczyna z paczuszką zaczęła się dziwnie zachowywać, aż w końcu unosiła się w powietrzu, krzycząc opętańczo, mając szeroko otwarte oczy i usta… Była bardziej przerażająca niż kiedykolwiek. No i znów zaczęła szamotać się po swoim łóżku, a jej oddech i bicie serca z każdą sekundą biły coraz mocniej i mocniej. Nagle zmieniła się sceneria była w sterylnie czystym powietrzu, a przed sobą miała czyjąś twarz, która otworzyła oczy.
 Nagle się obudziła, otwierając szeroko oczy i próbując się uspokoić. Ale to nie było takie proste. Znała tę opętaną dziewczynę to była przecież Gryfonka, Katie Bell.
Layout by Alessa