*fanfary*
Witam Państwa serdecznie! xDDDD Niniejszym ogłaszam, że mam betę i moje rozdziały będą dużo lepsze od tych najeżonych błędami tekstów. Ten tekst jest ostatnim takim, a następne będą już edytowane przez Arcimonię Hunt! A teraz trochę o tej miniaturce… Mówiąc ogólnie – jest to miniaturka, której akcja rozpoczyna się dwa lata po II bitwie o Hogwart. Występuje tam moja ukochana para – Blanda, no i parę innych postaci. W tej miniaturce Severus przeżył wojnę. :3 Zapraszam Was do czytania!
Wniosek z tego taki: Gdy zgubisz bliską Ci osobę, szukaj jej w cyrku. Gwarantujemy Ci znalezienie zguby!
Witam Państwa serdecznie! xDDDD Niniejszym ogłaszam, że mam betę i moje rozdziały będą dużo lepsze od tych najeżonych błędami tekstów. Ten tekst jest ostatnim takim, a następne będą już edytowane przez Arcimonię Hunt! A teraz trochę o tej miniaturce… Mówiąc ogólnie – jest to miniaturka, której akcja rozpoczyna się dwa lata po II bitwie o Hogwart. Występuje tam moja ukochana para – Blanda, no i parę innych postaci. W tej miniaturce Severus przeżył wojnę. :3 Zapraszam Was do czytania!
Kobieta siedziała w swoim namiocie, malując się
oraz czesząc na następny pokaz, jedyne, czego jej brakowało to ubrania. Dzisiaj
miała występować z lwami i to publika o wszystkim decydowała. Mimo strachu, ta
praca ją ekscytowała, a wynagrodzenie było więcej niż zadowalające. Jednak gdy
widziała ogień, bała się. Tak cholernie się bała. Wydarzenia sprzed dwóch lat
dawały często o sobie znać, głównie w postaci koszmarów sennych. Wszędzie
zniszczenia, ogień, strach oraz mnóstwo martwych ciał… Już nigdy więcej nie
chciała przeżywać tego wszystkiego. Dlatego uciekła ze świata magii na zawsze,
odcinając niemalże wszystkie więzy. Jedynie nie rozstawała się z Mariką. W
końcu przyjaźniły się…
— A co
z Blaisem ? — pytało ją jej serce i sumienie, a ona nie
potrafiła na to odpowiedzieć… Kiedyś tak wiele ich łączyło… — Co by było, gdybyś z nim została? — znowu dręczyło ją serce, a ona
wyraźnie posmutniała. Skrzywdziła go, choć nie chciała… Los nie zostawił jej
jednak żadnego wyboru, bo nie potrafiła już iść magicznymi ulicami Londynu bez
strachu. Nie umiała spojrzeć na ludzi bez żadnego przerażenia. Strach sprawiał,
że nawet do niektórych miejsc nie mogła wejść przez paraliżujący strach. Nawet
zaręczyny z człowiekiem, którego kochała nad życie nie potrafiły przełamać jej
lęku i w dzień ślubu uciekła jak zwykły tchórz. Mimo błędów młodości nie
planowała powrotu — już nigdy. Nagle
do jej namiotu wszedł jej szef i prezenter w jednej osobie.
— Jesteś
gotowa? Wiesz dobrze, że teraz musisz być gotowa na wszystko, bo ludzie wbrew temu, co robią, są okrutniejsi
niż najgroźniejsze zwierzęta — powiedział,
opierając dłoń na ramieniu dziewczyny. Wiedział, z czym musi się zmagać, a mimo
wszystko jednak dawała z siebie sto procent. Czas na przedstawienie.
*
— Wiesz Draco,
jakoś nie mam za bardzo ochoty gdziekolwiek iść — mruknął Zabini, popijając wino. Jej ulubione, półsłodkie… Tęsknił
za nią… Miała rok temu stać się jego żoną, a tymczasem uciekła, zostawiając
kartkę z kilkoma, durnymi słowami. Do tej pory widzi tą karteczkę przed oczami.
Zawsze miała śliczne pismo.
Blaise,
przepraszam Cię, ale ja w tym świecie nie mogę żyć. Kocham Cię i przepraszam za
wszystko – Amanda.
Jednak
jego powrót do przeszłości przerwał dźwięk dzwonka. Niechętnie ruszył swój
tyłek i poszedł otworzyć drzwi, gdzie zastał państwo Snape. Oni to mieli
szczęście, jednak swoimi ciekawym
osobowościom często gościli w Zabini Manor, siedząc we czwórkę z Draco oraz
samym zainteresowanym. Jednak rzeczywiście wnosiło do jego życia radość, a ich
kłótnie zostały określone mianem kultowych.
Marika jednak za każdym razem czuła się nie fair
wobec niego, ponieważ ona wiedziała, co się dzieje z Amandą i widząc jego rozpacz,
było jej po prostu żal go. Oboje cierpieli, jednak krótkowłosa zdecydowanie
odmówiła czegokolwiek związanego z magią. Nawet miłości. Słuchała, jak blondyn
przekonuje przyjaciela do wyjścia i się uśmiechnęła.
— Zabini,
nie zawiedziesz się. Cyrk to też niezłe kobiety — nie możesz przez jedną ciągle siedzieć w tej norze i zapuszczać
się jak jakiś załamany Gryfek tylko przez jakąś durną babę! Już masz brodę jak
Drops! — wykrzyczał wzburzony. Miał
już dość i chciał odzyskać swojego kompana. Blaise przez to wszystko wyglądał
jak karykatura siebie — ubierał się
tylko w jakieś durne ciuchy godne Pottera podczas snu. Jego włosy już trochę
zarosły, a już od dawna posiadał
rozrośniętą brodę. Oczy były zmęczone, a pod nimi były takie cienie, które
świadczyły o ogromnej ilości nieprzespanych nocy, a jego oddech przypominał mu
Mundugusa Fletchera. Co za paskudztwo! Nie chciał na to patrzeć, podobnie jak
Severus. Ostatnio wszyscy stworzyli paczkę i szkoda mu było chłopaka.
— Rusz
tyłek, Czarna Czacho i do łazienki, o ile pamiętasz gdzie to jest i jak to
pomieszczenie wygląda — powiedział ze
złośliwym uśmiechem dziedzic fortuny Malfoyów i robił to tak długo, aż w końcu
się ruszył i poszedł do toalety.
*
Gdy wszyscy byli gotowi, chwycili się za ręce i
po chwili znaleźli się w cyrku. To miejsce tętniło życiem — zwierzęta różnej maści, rodziny, single, dzieci i dorośli. W tle
głosów leciała tak bardzo znana i charakterystyczna muzyczka z każdego cyrku.
Podczas, gdy czwórka byłych Ślizgonów chodziła po tym miejscu, rozległ się
głos.
— Za pięć
minut rozpocznie się najbardziej wyczekiwane przez wszystkich show! Zapraszamy
serdecznie do namiotu numer 10! Tylko dorośli! — mówił głos, a wszyscy jak jeden mąż uśmiechnęli się iście
szatańsko. Już wiedzieli, gdzie pójdą.
*
Tymczasem Amanda szukała jakiegoś stroju na tę
okazję, gdy nagle wpadła Majestatyczna Vivien, czyli żona szefa. Podrzuciła
sukienkę dziewczynie, jednak ta była niemal identyczna, co jej suknia ślubna,
różniła się tylko tym, że skrócono przód a tył został nietknięty. Zanim zdążyła
coś powiedzieć, Vivien się uśmiechnęła.
— Spokojnie,
to kopia Twojej sukienki. Udanego przedstawienia, Mando — mruknęła i wyszła z namiotu dziewiętnastolatki.
*
Ostatni raz poprawiła usta i przybliżyła się do
wejścia, słysząc słowa swojego przyjaciela.
— Panie i
panowie! Witamy na pokazie tresury lwów. Zapraszam moją uroczą asystentkę na
scenę, Amandę! — krzyknął, a ona
wyszła z biczem i chodziła koło widowni i machała wszystkim oraz posyłała
wszystkim całusy. To akurat aż takie złe nie było. Gorsza część pracy zaraz się
rozpocznie. A najgorsze przed nią, bo zobaczyła go. Poczuła, jak wszystkie wspomnienia wracają.
Nie! Nie mogę teraz! Oby mnie nie zobaczył,
pomyślała ze smutkiem.
Jego widok niemal ją załamał. Może jej nie
pozna? W końcu, wygląda troszeczkę inaczej. Niestety, pomyliła się. Męska część
grupy spojrzała na nią ze zdziwieniem. Przecież szukali jej wszędzie, a ona
jest w cyrku?! Blaise, widząc ją musiał zareagować i zawołał ją. Natomiast
dziewczyna z trudem to zignorowała, stając obok swojego szefa.
— Jak państwo
wiedzą, przed wejściem była opcja uatrakcyjnienia przedstawienia za symboliczną
kwotę. Dzisiaj darowizna jest tak wielka, że wszystkie utrudnienia będą włączone. A więc, zapraszam na pokaz! — Nagle, światła pogasły i pojawiła się
zielona mgła. A ona wciąż rozmyślała o Zabinim. Co on tu robi? Przecież Marrie
na pewno jej nie zdradziła — w końcu
wieczysta przysięga ją obowiązywała. W każdym razie, po występie musi jak
najszybciej wyjechać, jak najdalej stąd.
Ma dużo pieniędzy zaoszczędzonych na wszelki wypadek, więc poradzi sobie.
Widziała jak zakładają kolce, jak podpalają klatkę, jak wpuszczają do niej lwy
bez jakiegokolwiek łańcucha czy kagańca. Wszystko to sprawiło ogromny strach. I
już po chwili mgła opadła, a zamiast niej pojawiła się lawina komentarzy.
Zawsze tak było, każdy zakładał się o to czy przeżyje. Ale zawsze wychodziła z
tego żywa, więc zwykle tacy hazardziści byli winni cyrkowi ogrom pieniędzy i
zawsze z tego była całkiem niezła premia. Ale teraz wiedziała, że skoro jest aż
tak trudno, to istnieje szansa na wygranie zakładów przez ich klientów.
Skłoniła się teatralnie i weszła do klatki, gdzie od razu ją zamknięto. Klatka
była ogromna - w końcu trzy lwy i jedna kobieta nie będą się cisnąć w maleństwie.
Aż w końcu zaczęła pokaz, tresując biczem lwy. Wyobrażała sobie, że to Greyback
i jego banda wilkołaków. Z każdym uderzeniem odczuwała ulgę. Tak było zawsze,
na każdym pokazie. A co było po pokazach —
wiedziała tylko ona.
*
Tymczasem
trójka przyjaciół czuła się, jakby dostali Drętwotą, a Marika jedynie się
martwiła. To spotkanie może wszystko
zmienić. Chyba, że się nim tak pokieruje, aby wyszło na dobre. Uśmiechnęła się,
obserwując Amandę. Szło jej całkiem nieźle.
Może pożyczę od niej ten bicz
na Severusa?, pomyślała ze śmiechem.
*
Gdy tylko pokaz się skończył, dziewczyna ukłoniła
się i pobiegła za kulisy, do swojego namiotu. Nawet nie zdążyła zdjąć gumki z
włosów, gdy wpadła Marika. Jednak żadna z przyjaciółek nie wydusiła słowa.
— Marrie,
muszę stąd odejść. Nie mogę dopuścić do siebie Zabiniego. Będzie chciał, żebym
wróciła tam. A ja nie chcę! Nie chcę… — szeptała
w przerażeniu, opatrując swoje rany po pokazie. Każda wzmianka o świecie magii
sprawiała, że szalała. Jednak świeżo upieczona pani Snape nie zamierzała jej
powstrzymywać w tym kierunku. Przecież można było to zrobić w całkowicie inny
sposób.
*
— Blaise,
widzę to po tobie. Chcesz z nią porozmawiać, prawda? — spytała czarnowłosa, a mężczyzna jedynie skinął głową. Ciągle był
w szoku. Tak długo jej nie widział. Myślał, że ją porwano, zabito… Jednak, gdy
ministerstwo nie stwierdziło jakiegokolwiek działania jej różdżki, stwierdzono,
że nie żyje i potomek Zabinich musiał się z tym pogodzić. A teraz… Widział ją. Zmieniła się — teraz była piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Marika bez
słowa poprowadziła go do jej namiotu. —
Tylko nie mów, że cię tu przyprowadziłam —
powiedziała, a następnie wróciła do Severusa i Dracona. Cała drużyna Slytherinu
teleportowała się do Snape Manor, gdzie mąż i żona pojedynkowali się w szachy,
a młody Malfoy był sędzią. Tymczasem Zabini wszedł do namiotu, a Amanda
pakowała się, mówiąc do przestrzeni, ponieważ myślała, że to jest Brajan.
— Nie
Brajan, nie zostanę. Wiesz dobrze dlaczego. Znalazł mnie, a ja nie potrafię
żyć, kiedy wiem, że jest on naprzeciwko. Boję się magii, boję się magicznego
świata. Wiem, że nie rozumiesz, nie musisz nic mówić. Ale ja nie dam rady tak
żyć. Jak kiedyś będziesz w Hiszpanii, w Tossa de Mar, to napisz do mnie. Możemy
się wtedy spotkać a teraz wyjdź, muszę się spakować, zanim Blaise znajdzie mój
namiot. — powiedziała, męcząc się z
zapięciem walizki.– Cholera jasna! Nie mogę tego dopiąć! – krzyknęła, jednak po
chwili jej walizka sama się zapięła, układając się koło drzwi. To oznaczało
tylko jedno.
— Blaise?
– spytała niepewnie i się odwróciła w drugą stronę i zmierzyła się z prawie
dwumetrowym, przystojnym, ciemnoskórym blondynem o cudownych, brązowych jak
gorzka czekolada tęczówkach. Był taki, jak go zapamiętała, poza tą rozpaczą,
smutkiem oraz miłością w tych cudownych oczach. Serce biło jej coraz szybciej,
a policzki przybrały odcień gryfońskiej
czerwieni.
— Amanda…
Wytłumacz mi. Wytłumacz mi to… —
powiedział, zmniejszając odległość między nimi. Widząc ją taką przestraszoną,
miał ochotę ją przytulić i wybaczyć. Nawet by jej nie karał, najważniejsze, aby
wróciła. Jednak to, co usłyszał, zdziwiło go. Kilka dni przed ślubem
zachowywała się dziwnie, patrząc zszokowana na to, co wyczyniały różdżki
dekoratorów. Myślał, że to ją zachwyca, ale pomylił się — bała się tego. Gdy spuściła głowę, delikatnie ujął jej podbródek
i spojrzał w jej oczy. Wtedy już nie mogła się wycofać.
— Dobrze…
Ale powtórzę to tylko raz, więc słuchaj… —
wyszeptała i zaczęła mu opowiadać o tym, co skrywała przez lata ich związku.
Wiedziała, że się poczuje jakby dostał Petrificusem Totalusem, ale to wszystko
na jego życzenie. Cały strach, smutek, lęk i samotność. Wszystko zaczęło znikać
pod wpływem tych słów, a w tym pomagały także łzy i ciepły, mocny uścisk
swojego byłego narzeczonego. Westchnęła, kończąc opowieść i patrzyła na niego
wyczekująco.
— Dlaczego
mi nie powiedziałaś? Pomógłbym ci… Na mnie możesz liczyć. Dla swoich zrobię wszystko
— szeptał, wpatrując się w niziutką
brunetkę.
— Wiesz,
to nie było proste. Z resztą, twoja matka i przyjaciel zmarli i miałeś swoje na
głowie, więc po co ci były jeszcze moje zmartwienia? Nie ważne. Skoro już
wszystko wiesz, domyślasz się, czemu nie wrócę — powiedziała, pakując do torby małe, niezbędne drobiazgi.
— Amandi…
— wyszeptał, a ona zamarła. To, z
jaką czułością i miłością powiedział te zdrobnienie… Nie mogła się temu poddać,
mimo tej całej miłości. Ale Zabini już wiedział jak ją podejść — hazard zawsze ją pociągał w małym
stopniu. — Może założymy się…
— O co? –
spytała, niepewna tego, co ma teraz zrobić.
—
Jeżeli
uda mi się w ciągu trzech miesięcy przekonać cię do świata magii, wrócisz tam i
zamieszkasz ze mną, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będziesz panią Zabini –
powiedział z przebiegłym uśmiechem. Malfoy byłby dumny, bo wraca stary Diabeł!
— A co,
jeżeli nie podołasz? – uniosła prowokacyjnie brew. Wiedziała, że jej zdania nie
zmieni nikt.
— Wtedy
zostawię cię w spokoju i wyślę czek na pięć tysięcy galeonów na pół roku i tak
do końca życia, jeżeli zechcesz…
— Dobrze,
umowa stoi. – Roześmiała się cicho i uścisnęła jego dłoń. Zapowiadało się
ciekawie, jednak Zabini przypieczętował ich umowę czym innym. Konkretnie — czułym pocałunkiem.
*
Zabini wygrał zakład, wobec czego Amanda
spełniła swoją część umowy, co zrobiła z dziką rozkoszą. Z miesiąca na miesiąc
ich związek rozkwitał, aż w końcu oświadczył się krótkowłosej, a niecałe trzy
miesiące później dziewczyna nosiła nazwisko Zabini i z niecierpliwością czekali
na ślub Draco z Tomione.
— No i
co, Malfoy, cykasz się? — spytał
złośliwie Zabini ze swoim markowym, złośliwym uśmiechem. —Boisz się, że zwieje ci sprzed ołtarza?
— Wybacz, Zabini, ale moja przyszła żona w końcu
się pojawiła, więc won na swoje miejsce – mruknął cicho Dracze, aż w końcu
ogłoszono ich mężem i żoną. Wszyscy goście wyśmienicie się bawili na weselu
Malfoyów aż do białego rana. Wszędzie chodzili dziennikarze, robiąc wszystkim
zdjęcia, ale każdy był tak upojony alkoholem, że nie miał nic przeciwko. Gdy trójka czarodziei szła do swoich pokoi,
Marrie chwilę stanęła przed obrazem pani Zabini i się uśmiechnęła, mówiąc.
— Widzi
pani? Obiecałam pani ich szczęście i proszę! Teraz każdy jest szczęśliwy.
A następnie szybko wbiegła po schodach, niczym jak torpeda wchodząc do pokoju gościnnego, w którym spał jej mąż, Severus Snape.
A następnie szybko wbiegła po schodach, niczym jak torpeda wchodząc do pokoju gościnnego, w którym spał jej mąż, Severus Snape.
Wniosek z tego taki: Gdy zgubisz bliską Ci osobę, szukaj jej w cyrku. Gwarantujemy Ci znalezienie zguby!