A więc teraz to jest już czwarty rozdział. Dedykuję go
Marice Snape w ramach urodzin. Kocham Cię moja dzika dziewczyno, robiąca flak zmarszczek. Wszystkiego najlepszego! Spamujcie jej na blogu z życzeniami! No i przy okazji komentujcie i obserwujcie - to dla mnie ważne. Dziękuję Acrimonii za zbetowanie! ♥
Siadając
na łóżku, spojrzał na zegar — 4:30.
Jest dosyć wcześnie, pomyślał, cicho wstając, aby nie
pobudzić reszty. Bo po co mu oni? Pić mu się jeszcze nie chce. Ubrał na siebie
zwykły sweter oraz pierwsze spodnie, jakie dorwał.
Matka zawsze mi powtarzała, że nie ważne,
co na siebie założę, a i tak będę wyglądał świetnie, przypomniał sobie. Miał wrażenie, że obudził się
nie bez powodu. Ledwo wyszedł z pokoju, a już usłyszał muzykę. Jednak to nie
była ta, którą słuchano na imprezach. Delikatny, niczym słowika śpiew i cicha
melodia grana na pianinie. Głos poznał od razu — była to jego kuzynka, Malve Knot. Zaciekawiło go, kto gra,
więc poszedł za dźwiękiem, wciąż słuchając tej piosenki:
I remember tears streaming down your face
When I said, "I'll never let you go"
When all those shadows almost killed your light
I remember you said, "Don't leave me here alone"
But all that's dead and gone and past tonight
Just close your eyes
The sun is going down
You'll be alright
No one can hurt you now
Come morning light
You and I'll be safe and sound
Don't you dare look out your window, darling,
Everything's on fire
The war outside our door keeps raging on
Hold on to this lullaby
Even when music's gone
Gone
Just close your eyes
The sun is going down
You'll be alright
No one can hurt you now
Come morning light
You and I'll be safe and sound
Oooh, Oooh, Oooh, Oooh
Oooh, Oooh, Oooh, Oooh
Just close your eyes
You'll be alright
Come morning light,
You and I'll be safe and sound...
Oooh,
ooh, oooh, oooh, oooh, oooh...
Może pianino samo gra albo ona na nim?, pomyślał, jednak gdy zabrzmiał refren,
usłyszał drugi głos, chociaż z ledwością można było go wychwycić. Stanął przy
drzwiach cicho, obserwując Malve oraz tę
drugą. To była ich piosenka z dzieciństwa, jednak zawsze była grana na flecie,
a nie na pianinie, chociaż sam uważał, że na pianinie brzmiała lepiej. Jego kuzynka idealnie śpiewała — zawsze
sprawiało jej to niekłamaną radość. Patrzył w stronę pianistki, a gdy ta
uniosła wzrok, nie mogła chyba uwierzyć, że to on. W sumie, Zabini też nie
wierzył, że to ona. Z satysfakcją usłyszał, jak w jej grę wkradł się fałsz.
Chyba ją zdekoncentrowałem, pomyślał z fałszywą skruchą. Ile
razy jeszcze ta niesamowita dziewczyna go zadziwi? Najwyraźniej to nie koniec
niespodzianek z jej strony. Postanowił wyjść z ukrycia, z szerokim uśmiechem
podchodząc do kuzynki, gdy tylko skończyły.
— Dobrze
ci to wyszło, Mel — powiedział do niej, jednak uwagę skupił na Amandzie, która
zarumieniła się delikatnie. Mimowolnie miał ochotę się uśmiechnąć do niej bez
żadnej maski ani niczego, pogłaskać jej policzek tak, aby się zawstydziła
jeszcze bardziej.
— No i
zepsułeś sobie urodzinową niespodziankę, Blaise. Nie no, z nas dwojga zawsze
miałeś takie idealne wejście — powiedziała piękna blondynka ze śmiechem.
— A
moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. — Podszedł do Amandy i ją uściskał, za co
dostał jej delikatną piąstką w ramię. To było urocze i nawet nie bolało,
chociaż widział, ile wkłada w ten cios siły.
— Nie
masz kogo obejmować, Zabini? Chłopców ci już brakuje? — spytała z drwiącym
uśmiechem, a on się zawiódł. Jeszcze przed chwilą miała na swoich ustach
najpiękniejszy uśmiech na świecie, jednak w tym momencie przepadło to na amen.
To nie jest fair… Ale w sumie, życie zawsze jest niesprawiedliwe.
— Po co
mi chłopcy skoro mam taką słodką pianistkę? — Uśmiechnął się do niej ze swoim
firmowym uśmieszkiem numer dwa, a ona zbladła. Wiedział, że zrozumiała o co mu
tak naprawdę chodzi.
— Nie
zrobisz tego — wysyczała przez zęby.
— Jeżeli
zechcę to zrobię. Więc bądź grzeczna, Amdziu — powiedział, widząc jak wzrokiem
morduje go na tysiąc sposobów. Ta dziewczyna zdecydowanie przekraczała
dozwolone normy wewnętrznej słodyczy.
Jezu, chłopie, o czym ty myślisz?! Masz
ją wyrwać, a nie się zakochiwać — upomniał mnie mój rozsądek. Miał rację — to
był zakład a poza tym… Ona jest za dziwna, aby z kimś być.
Jego myśli
przerwała Malve.
—
Dobra, jest późno i idę chociaż się na chwilę zdrzemnąć. — Przeciągnęła się z
szerokim uśmieszkiem. Znał ten uśmiech — zwykle mówił To twoja szansa! Teraz możesz działać!
Roześmiał
się cicho, patrząc na Amandę. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że jest w piżamie.
Biała, sięgająca do kolan koszulka nocna z koronki. Oczywiście te ważniejsze
części były zasłonięte szarym szlafrokiem. Włosy były potargane i nawet nie
miała makijażu. Czyżby w nocy nie kładła się w nim spać? Pansy i inne tak
robią, co go bardzo dziwiło. I co najlepsze — jej biust był prawdziwy. Bo
reszta Ślizgonek zazwyczaj wypychała lub wypełniała pustki watą.
— Zabini,
ja wiem, że jestem co najmniej boginią w tym momencie, ale nie musisz z aż
takim zafascynowaniem perfidnie patrzyć w mój biust. — Uniosła brew, a on już
wiedział, że stąpa po kruchym lodzie.
—
Jestem tylko facetem i aż Ślizgonem,
słońce. Czego oczekiwałaś? Romantyzmu i róż? To nie w moim stylu. Ale doceń, że
jestem szczery. — Mrugnął do niej z zawadiackim uśmiechem. Widząc jej złość,
podszedł do niej i ją objął.
—Czy ty
zgryfoniałeś do reszty? Puść mnie natychmiast! — wykrzyknęła, a on jedynie wzmocnił
uścisk.
—Nie
mogę cię puścić, bo jeszcze zniszczysz Hogwart — wyszeptał jej do ucha i
prowokacyjnie musnął swoimi ustami jego płatek. O ile wcześniej była czerwona,
to teraz ten kolor, który wykwitł na jej twarzy nie miał innej nazwy, a był
zwielokrotniony. Gdyby była ruda, wpasowałaby się w kolor swoich włosów.
—
Uroczyście przysięgam, że nie wysadzę szkoły. Jedynie kopniakiem wyślę cię na
księżyc — wysyczała z zaciśniętymi zębami. Nie ma co, była zbyt urocza.
— Ale ty
się groźna zrobiłaś… Ciekawe, nie sądzisz?
—
Przykre, nie sądzisz? — odwarknęła.
—
Jesteś urocza jak się złościsz — odpowiedział i zaczął ją głaskać po plecach.
Gdy tylko spuściła głowę, uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy. — Hej…
Przecież cię nie skrzywdzę. — Jej mina była pełna wątpliwości.
— Nie
skrzywdzę cię — powtórzył, wciąż się w nią wpatrując. — Umów się ze mną do
Hogsmeade w sobotę, proszę... — poprosił, a ona pokręciła głową. Nie miała
serca mu odmówić, ale jednak nie mogła.
Chyba zastosuję chwyt nazywanym ‘’w
dalekiej przyszłości”, pomyślała
i już po chwili mu odpowiedziała.
—Nie
mogę. Ale obiecuję, że jak będzie następne wyjście to się z tobą umówię,
dobrze? — spytała, a on jedynie pokiwał głową. Po chwili mimowolnie ziewnęła, a
on ją w końcu puścił.
— Okej.
W takim razie odprowadzę cię do dormitorium. No bo kto wie, co będzie czyhać na
ciebie po drodze? — Montrose jedynie przewróciła oczami i ruszyła przed siebie
w stronę swojego dormitorium. Oboje szli w ciszy, a każde z nich było
zagłębione we własnych myślach. Gdy w końcu dotarli na miejsce, Blaise w końcu
powiedział.
—
Nikomu nie powiem… Tak czasami żartuję, ale paplą nie jestem — powiedział,
drapiąc się po głowie. Po tych słowach znów zapadła między nimi niezręczna
cisza, którą dziewczyna przerwała po chwili.
— No
to… Dobranoc Blaise — wyszeptała, znikając za drzwiami. Szybko rzuciła się na
łóżko z uśmiechem.
No, to ta noc była ciekawa,
pomyślała, zasypiając. Nie wiedziała jednak, że i dzień będzie bardzo
interesujący.
*
—
Amanda, co dzisiaj robisz? — spytała Marika, patrząc na ich stół.
— Myślałam
nad jakimś treningiem czy coś. Potem prysznic i do Hogsmeade — powiedziała
Montrose, siadając obok Astorii, Pansy i Malve. Do tej ostatniej Toria
przymilała się jak diabli.
Tak, tak… Wcale nie chcesz się z nią
zadawać tylko po to, aby dojść do Zabiniego. Jaka ona jest żałosna, pomyślała z pogardą, wyłapując pełne
wyrzutu spojrzenie Astorii. Ona chyba nie myśli, że ją przeprosi? Sama jest
sobie winna tej sytuacji, więc nie będzie się specjalnie dla niej poniżać.
Nalała sobie soku dyniowego i zjadła kilka kanapek z pomidorem, po czym wstała
i ruszyła do wyjścia. Gdy już była przy drzwiach, zaczepił ją Ron.
— Cześć,
co u ciebie? — spytał, a ona wymusiła uśmiech. Kiedyś się przyjaźnili, ale
teraz… Wszystko się zmienia. Po za tym jego dziewczyna była okropna. Już ta
szlama Granger jest dla niego lepsza… Odgarnęła warkocz do tyłu, rozglądając
się.
—
Wiesz, u mnie się nic takiego nie dzieje — skłamała, uśmiechając się.
Ślizgońskie cechy już się w niej aktywują. — A u ciebie? Jak związek z Brown? —
spytała, uśmiechając się szatańsko. Rudzielec, słysząc te jedne nazwisko zrobił
się tak blady, że mógłby się zakamuflować w brodzie Dumbledora, gdyby był
niższy. Ale nie zawsze natura jest nam pomocna.
— Nie
mów mi o niej, proszę… — powiedział i już po chwili było słychać nawoływania
Panny—Jaka—To—Głupia—I—Denerwująca—Jestem.
— Okej…
Nie ma sprawy, pod warunkiem, że powiesz mi trochę co tam ciekawego u Złotej
Grupy Wsparcia. Sorki, znaczy się Złotego Trio. — Mrugnęła, chichocząc cicho.
— Zgoda.
— powiedział, uśmiechając się szeroko do swojej koleżanki.
*
— Zobacz!
Weasley kradnie Ci laskę! — wykrzyknął Dracze takim tonem, jakby dopiero co
odkrył Kamień Filozoficzny.
— O
czym ty gadasz, Malfoy? — spytał czarnoskóry, a gdy młody Malfoy mu pokazał tę
uroczą scenę to prawie by opluł Notta ze zdziwienia. Za to jego oczy były tak
wielkie i ogromne, jak dwa złote galeony. — Nie no nie wierzę. Czemu ona z nim
gada?
— Ja
też nie wiem, ale idź ratować księżniczkę przed smokiem. — Zaśmiał się z
własnego dowcipu i jak na komendę cały stół śmiał się z nim. Ach, ta władza
Księcia Slytherinu. Zabini za to wstał i podszedł do nich.
— Cześć
Amandi — powiedział spokojnie, jednak jego uśmiech był figlarny, co wkurzyło
Ronalda.
— Czego
chcesz? — spytała, opierając dłonie na biodrach.
— Jak
to czego? Chcę się przytulić! — wykrzyknął radośnie, udając Puchona i obejmując
ją mocno, ku zniesmaczeniu Łasicy.
— Jesteś
z nim? — spytał czerwony ze złości Ron. Już miała odpowiedzieć, gdy Zabini jej
przerwał.
— Jasne,
a co myślałeś, że co? Że taka laska poleci na kogoś takiego jak ty? — syknął
złośliwie, a Gryfon zacisnął pięści.
— Ron,
nie słuchaj go. To idiota… — mówiła, starając się wyplątać z rąk Zabiniego.
— Czyli
to prawda, że stałaś się zdzirą Zabiniego — powiedział, a ją zamurowało, tak
samo z Blaise’em.
Na co czekasz? Na zawołanie? Ten idiota
Cię obraził! Pokaż mu swoją siłę!,
mówiła Morgana w jej głowie, a ona wyjątkowo bez zastrzeżeń ją posłuchała.
Blaise
w szoku ją puścił, a ona natychmiast wyciągnęła różdżkę i przystawiła mu do
szyi, nie chcąc pokazać jak bardzo ją to zraniło. Nie mogła przecież tego teraz
zrobić. Uczucia są słabością, jak mawiała Morgana.
— Powtórz
to, jeżeli masz odwagę. — W jej głosie było słychać taki lód, że można było go
spokojnie zebrać i zawieść na Grenlandię. Była jednocześnie zrozpaczona i
wściekła, chociaż te pierwsze uczucie było gdzieś głęboko schowane.
— Nic
nie muszę mówić ślizgońskiej dziwce! Myślałem, że jesteś inna, lepsza od nich —
wykrzyczał i zamachnął się, aby ją uderzyć, jednak ona szybko zareagowała i pod
wpływem impulsu rzuciła zaklęcie odpychające. Niestety, to zaklęcie nie
podziałało na brązowookiego, którzy rzucił się na Rudego.
—Nie
masz prawa jej tak obrażać. Żadna kobieta w Slytherinie nigdy była, nie jest i
nie będzie dziwką. Czy to jasne Weasley?
— spytał retorycznie, a potem z całej siły go kopnął w brzuch. Już miał
go doprawić jakąś klątwą, gdy zjawiła się Ekipa Ratowania Idioty w postaci
samego Harry’ego Pottera, Hermiony Granger oraz tłumek gapiów z całego
Hogwartu. Za to bliźniacy i Ginny
zaczęli się z niego śmiać i szydzić, co było bardzo niegryfońskie. A Ślizgoni
no cóż… Wyjątkowo dzisiaj wszyscy siedzieli cicho, poza Draconem, który się zwijał
ze śmiechu. Gryfoni pomagali mu wstać, gdy zjawił się Pogromca Gryfków w
postaci Severusa Snape’a.
— Co tu
się, do cholery, wyprawia?! Wszyscy poza Weasleyami, Potterem, Granger, Zabinim,
Montrose, Snape i Malfoyem won do swoich zajęć! — wrzasnął Nietoperz, a wszyscy
jak jeden mąż ucichli i zajęli się swoimi sprawami.
— No to
które z was zacznie mówić? Wiem, Ty Zabini — powiedział odruchowo Snape, a
Weasley zbladł. Ilekroć coś się działo z Gryfonami jako bohaterami, to szybko tracili
szanse na Puchar Domów.
— No to zacznę od tego, że podszedłem do Amandy
i Weasleya. Chwilę porozmawialiśmy, a potem rudzielec uraczył niewybrednym
epitetem Montrose. Ta się wkurzyła i podeszła do niego, przystawiając mu
różdżkę do gardła. Po tym znowu uraczył nas takim epitetem, jednocześnie
obrażając każdą Ślizgonkę w Hogwarcie. Gdy nasz gryfoni geniusz wygłosił to,
próbował uderzyć Amandę a ona odepchnęła go zaklęciem, jednak uznałem, że nie
ma prawa w ten sposób obrażać jakiejkolwiek kobiety i jeszcze na nią rękę
podnosić, więc kopnąłem go parę razy i chciałem go jeszcze doprawić zaklęciem.
W tej sytuacji nawet nie zamierzam kłamać, bo gdybym miał wybierać, rzuciłbym w
niego klątwą od razu, a nie zajmował się mugolskimi metodami wymierzania kary — powiedział, obejmując ochronnie blondynkę,
na co ta szybko się odsunęła, z trudem panując nad tym, aby nie okazać emocji.
— W
takim razie, Gryffindor traci 10 punktów za niewybredne słownictwo oraz kolejne
50 za próbę użycia przemocy fizycznej i pan Weasley zgłosi się do mnie jutro na
szlaban, który będzie trwać miesiąc. Następnym razem za takie cyrki wylądujesz
u dyrektora, Weasley — powiedział mrocznie Snape, szybko odchodząc, a Ginny
spojrzała niemal morderczo na brata. Dopiero co wyprzedzili Krukonów, a teraz
znowu są ostatni przez jego wybryki! Już zamierzała go ochrzanić, gdy
wyprzedziła ją Hermiona.
— Ron!
Jak mogłeś zrobić coś takiego?! To jest niedopuszczalne! — oburzyła się i już
po chwili zaczęła się mini wojna Gryfoni
kontra Ślizgoni, a Amanda korzystając z tego niewielkiego zamieszania, odezwała
się.
— Skoro jesteś taki mądry,
Ronaldzie, to zapraszam cię na pojedynek w Zakazanym Lesie o północy. Oznaczę
drzewa wstążkami, abyś wiedział gdzie masz iść, bo sam nie dasz rady. Do
zobaczenia — powiedziała Montrose i poszła do swojego dormitorium. Dopiero tam
pokazała, jak bardzo ją to zraniło.
*
— No
widzisz, co się dzieje, jak robisz wejście smoka? Coś mi się wydaje, że
punktujesz u niej! — powiedział z radością, chociaż czarnowłosemu nie było do
śmiechu. Z jakiegoś powodu się przejął tą sytuacją. I te jej oczy… Postawą i
czymkolwiek innym mogła okłamywać ludzi, ale jej oczy były niczym otwarta
księga. Wiedział, że dotknęło ją to, raniąc do żywego.
— To
nie jest zabawne, Draco — mruknął cicho, bawiąc się swoją różdżką.
— Jak
to nie? — spytał blondyn, a szatyn przewrócił oczami.
Merlinie, całe życie z sklątkami tylnowybuchowymi!, pomyślał i po chwili zaczepiła ich Acrimonia.
— Cześć
chłopaki! Co tu się dzieje i czemu Weasley wygląda jak wielka, obrzydliwa i
obita kupa zmasakrowanego nieszczęścia? — spytała się z szerokim uśmiechem na
ustach.
— Moja
kochana macocho, Weasley zawsze jest i będzie wielką kupą obrzydliwego
nieszczęścia. — powiedział Draco, a ona zignorowała jego wypowiedź.
— To
długa historia, Acri — orzekł Zabini.
— Czyli
najpóźniej do obiadu się wszystkiego dowiem — powiedziała z uśmiechem. — A
teraz wybaczcie panowie, ale biegnę do Amandy, bo umówiłyśmy się. Na
razie! — wykrzyknęła, biegnąc w stronę
lochów.
*
— Na
Merlina! To się nazywa rodzina! — powiedziała panienka Hunt, patrząc na Amandę.
Była w szoku po tym, jak poznała szczegóły zajścia w Wielkiej Sali. Jednak
starała się nie mówić wszystkiego co myśli, bo nie chciała, aby jej
przyjaciółka rozdrapywała rany i się smuciła z tego powodu.
— No
przysięgam ci, że właśnie tak go ochrzaniała jego własna siostra i bracia! A Grangerówna
to ostro go zjechała — wyszeptała Amanda, szykując sobie ubrania do Hogsmeade.
— A co
tam z Zabinim? Podobno krążą plotki, że jesteście razem czy coś.
— To
bujda. Ja i on? Nigdy w życiu! — wykrzyknęła Montrose, a Acrimonia spojrzała na
nią z miną wszechwiedzącej.
Stawiam
głowę, że oni będą razem!, myślała,
pomagając koleżance w doborze stroju na wyjście.
*
Widząc,
że w towarzystwie Acrimonii i Lucjusza jest jak piąte koło u wozu pod byle
pretekstem się zmyła i teraz siedziała w pubie pod Trzema Miotłami, gdy podeszła
do niej Madame Rosmerta.
— Co
podać panience? — dopytywała się, wyrywając dziewczynę ze stanu zamyślenia.
—
Poproszę piwo kremowe… — oświadczyła dziewczyna, jednak po chwili dobiegł ją głos.
— Dwa
razy i jedną wodę goździkową — powiedział Zabini, stojąc obok niej w
towarzystwie dwóch Krukonek.
Co za Casanova — dwie Krukonki w jedną
noc?, pomyślała,
wpatrując się w stolik.
— To ty
jesteś Amanda? Miło mi poznać, jestem Cassie Black — oznajmiła uprzejmie
dziewczyna o szafirowych oczach i z radosnym uśmiechem.
—Mnie
również miło cię poznać, Cass. — Uśmiechnęła się lekko, czując, że ten uśmiech
jest wymuszony, ale nie miała nastroju dzisiaj na cokolwiek.
— A ja
jestem Marlena, kuzynka Cassie — odezwała się w końcu druga dziewczyna.
— No na
co czekacie? Na zaproszenie? Siadajcie, dopóki Amanda jeszcze nas nie wygoniła.
— Roześmiał się Zabini, a gdy właścicielka przyniosła im ich zamówienia,
wszyscy się śmiali razem i rozmawiali. Okazało się, że znali się po prostu z
balu okolicznościowego w Ministerstwie Magii, na który zostały zaproszone
specjalne rodziny.
Całe
wyjście upłynęło jej do tej pory w miłej atmosferze, do czasu pytania
Potterównej.
— To
prawda, że będziesz pojedynkować się z Ronem w Zakazanym Lesie? — zapytała
cicho, a rozmowa między Diabłem, a Cassie ustała bardzo szybko.
— Oczywiście,
że tak. Nie zamierzam się wycofać z czegoś, co sama zaproponowałam —
oświadczyła, spuszczając głowę w dół.
*
—
Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — zapytała Marika, będąc pewna, że ten
pomysł nie jest dobry.
—
Jestem tego pewna, Marrie. Nie ma już odwrotu. Skoro jest taki pewny siebie, to
czas utrzeć temu Gryfkowi nosa. Tyle, że jak to zrobię, to nie będzie miał
wcale tego nosa. Zupełnie jak Sama—Wiesz—Kto — powiedziała z rozbawieniem i
wyszła z pokoju.
*
—
Widzisz już, Salazarze? Amanda będzie światową potęgą! Będziemy we dwie rządzić
światem i każdego, kto jest nam przeciwny zniszczymy na amen! — wykrzyczała z
dzikim uśmiechem a jej oczy błyszczały szalonym blaskiem.
—
Babciu, jesteś pewna, że chcesz tego? Uważam, że jeszcze nie powinnaś się
wychylać z tymi planami. Jeżeli chcesz zdobyć świat i się zemścić na Merlinie,
rób to powoli i zachowaj jeszcze odrobinę cierpliwości, dobrze? — spytał cicho,
analizując wszystko. Jednak wniosek był jeden – Tom zaraz się musi o tym dowiedzieć!
— Tak,
jestem pewna! Już tyle wieków czekam na zemstę a teraz… Teraz się ona spełni! —
Roześmiała się opętańczo, a jej magia znów wnikała w bramy Hogwartu, robiąc
dziwne rzeczy w tym zamku.